S Pink Premium Pointer

28 maja 2013

Omomom

To szło tak: namioty, ognisko, jezioro, popijawa, fajni ludzie. Co wyszło? Jak zwykle. Wielka niewiadoma. No bo kurza stopa! Damian "Przypadek" specjalnie poszedł w sobotę do pracy, żeby mieć piątek wolne. I co? Próbują go wrobić, żeby jednak piątek był pracujący. Marzę o tym biwaku od rozpoczęcia roku szkolnego, który był we wrześniu w tamtym roku. Trzymajcie kciuki, żeby sms od "Przypadka" był dobrym sms-em. Żeby wyszło tak jak chcę!

Wczorajszy dzień był okropny. Deszcz, burza, pusto, smutno. Brak wiadomości na facebooku. Zastój. A co się robi w takie dni? Czyta książki. Więc przeczytałam dawno już zaczętą "Wróg". Zazwyczaj nie kończę niedokończonych książek, ale ta była warta poświęconego czasu.




Polowałam przy oknie na zdjęcie błyskawicy. I klatkę nam trochę zalało, bo żaden z sąsiadów nie raczył zamknąć drzwi. Kochani sąsiedzi. Pozdrawiamy sąsiadów. Dzisiaj na szczęście pojawiło się słoneczko, więc wyściubiłam nos z domu. Już nie jestem uczennicą, a osobą bezrobotną. Dzisiaj byłam w tak zwanym pośredniaku po decyzję, pobrykałyśmy z Gosią po zakładach, gdzie oczywiście nie ma pracy, a potem na piwko w plenerze z kuzynką.





Zdjęcia nie oddają prawdziwego koloru spodni, ale są miętowe. I z tego zakupu jestem dumna, gdyż w sh kosztowały mnie tylko złotóweczkę! Przybrudzone w kilku miejscach, ale za złotówkę to prawie jak za darmo, więc wzięłam choćby po to, aby zrobić z nich krótkie spodenki. Wyprały się i wyglądają świetnie! Z butów również jestem zadowolona, zakupione w sh, droższe niż spodnie, ale niezniszczone i wygodne. Dokupiłam dzisiaj stopki i zaczynam śmigać w kobiecych butach, nie tylko w adidasach. Jeśli zakupię sandałki będę obrzydliwie szczęśliwa. W czwartek się okaże, czy będzie mnie stać na nie z własnej kieszeni. Cichutko, to sekret, żeby nie zapeszyć. Jutro śpię długo, a potem odpowiadam na Wasze komentarze, których jest co raz to więcej. Dziękuję bardzo!

Na koniec mój cudowny fotograf:


PS Dodałam moderację komentarzy, aby żadnego nie przegapić i odpowiedzieć :)
PS 2 W moim pokoju cuchnie chińską zupą grzybową. Ot jakie pomysły ma dwudziestolatka.
PS 3 Podłączam baterie do ładowania od aparatu i... od jutra znowu lecę z tym koksem. 

26 maja 2013

Dzień mamy + Ranczo

Na początku dziękuję bardzo za wszystkie Wasze rady i słowa. Powoli zbieram się w kupę, a podobno w kupie raźniej. Szufladkuję wspomnienia tam, gdzie ich miejsce. Dziś zabiorę Was na wycieczkę do miejsca, które jest cudowne w swojej istocie, a ja... wychowałam się właśnie tam. Uśmiech sam pojawia się na twarzy, kiedy przypominają się chwile w "domkach", "pieczenie ciast", zabawa w wilki i głos taty: "Marlena do domu w tej chwili! Ale tatooo jeszcze chwilę!". I jeszcze kanapki prababci z pasztetem, świeżym ogórkiem i tłuste "lotki", kotlety mielone. Dzień mamy spędziłyśmy właśnie tam. Więc zaczynamy! Na początek multum kotów. Bo ja kocia mama jestem. Od zawsze na zawsze. I psia i szczurza i chomicza i mysia.


Ledwo oczka otworzyłem, a już brykam po zielonej trawce. Najmniejszy z najmniejszych. Cudo!
Najwspanialszy widok? Jak takie maleństwo biegnie wprost do Ciebie, abyś przytuliła i schowała przed złym światem.

24 maja 2013

Out

Szczerze? Tą notkę piszę po raz setny. Dwusetny. Tysięczny. Co za różnica? Mam wrażenie, że żyję w świecie o cztery lata wstecz. Nie myślę, chodzę jak w amoku i nic nie robię. Nie mam zdjęć, nie mam pomysłów, a mój mózg... chyba jest zrestartowany. Mam ochotę zacytować tekst Chady: "Trochę się pozmieniało. Swoje rozjebane życie powoli układam w całość". Nie układam. Moje życie leży rozsypane pod moimi stopami, które zwisają z łóżka, jak zdjęcia sprzed lat. Powinnam wsadzić je do albumu, zapieczętować jakimś magicznym zaklęciem, zamknąć na klucz (potem go zjeść) i więcej nie wracać. No więc nie potrafię. Sobie dyndam na granicy teraźniejszości i przeszłości jak głupia pipa. Żadne nowe buty, bluzy, bluzki czy inne stwory nie potrafią postawić mnie na ziemi. No takim leniem jakim jestem od matur jeszcze nie byłam. Ale trzymamy się ramy, to się nie osramy. Za każdy Wasz komentarz dziękuję, na wszystkie odpowiem jutro, bo na dziś swoje możliwości aktywności wyczerpałam.
Zdjęcie niemal artystyczne. Robione tysiąc lat przed erą lenistwa. To nic, że rozmazane.

14 maja 2013

Wehikuł czasu to byłby cud

Wygrałam chyba na loterii. Los się do mnie uśmiechnął. Nie ma to jak poprawa humoru zakupami. Oto moje bóstwo. Zakochałam się bez odwołania:


16zł w sh. Niezniszczone, nawet obcasy. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła w nich wyjść.

Wczorajszy wieczór spędziłam na facebooku, pisząc z najlepszymi ludźmi pod słońcem. Jednej osoby słowa dały mi dużo do myślenia. Doszło do mnie, że przez swoją głupotę straciłam coś, co było najdroższe memu sercu, na zawsze. Najgorsze jednak jest to, że to ta osoba się dopiero teraz odważyła mi to powiedzieć. Teraz! Kiedy jest kilka tysięcy kilometrów stąd! Ogólnie wczorajszy dzień był pełen przemyśleń, powrotów do przyszłości i wspomnień. A na domiar tego wszystkiego wchodząc dziś do sh leciała piosenka "wehikuł czasu" Dżemu. Uwielbiam tą piosenkę!
Tak jak i noc. Takie rozmowy brzmią lepiej, jedzenie smakuje lepiej i człowiek lepszy. A dzisiaj w planach powtórzenie do ustnego angielskiego, który mam już jutro. Jak nie ucieknę spod sali to będzie dobrze. Trzymajcie kciuki! A Was jakie piosenki pobudzają do refleksji? Trzymajcie się cieplutko!

12 maja 2013

Przyjaźń, przyjaźń...

Na wstępie powiem, że moje oko nabrało trzech kolorów, a to jest znak, że jeszcze tydzień i znów będę wyglądać normalnie. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że wszystko goi się na mnie jak na psie. Zaprzestałam nawet nosić okulary, ale to raczej z powodu ślimakowej pogody, bo dziwnie chodzić w okularach przeciwsłonecznych, kiedy tego słońca nie ma! Zaskoczenie typu "Jezusiczku, a Tobie co się stało?" występuje nadal. Dzisiaj natomiast chciałam zrobić notkę tematyczną, zainspirowana Waszymi notkami o przyjaźni.


„Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać.”

"Przyjaciół" w moim życiu przewinęło się mnóstwo. Jedni odeszli, kiedy im się znudziłam. Drugich zostawiłam sama, a jeszcze inni zatraceni w swoim życiu nie mieli czasu dla mnie. Bywali też tacy, których porwało nowe życie, rozłączyła odległość, kłótnia o bzdurę, nowa dziewczyna, chłopak, dziecko, towarzystwo. Z niektórymi mam kontakt do dziś, innych nie pamiętam nawet już z wyglądu. Jednak żadnej "przyjaźni" nie żałuję. Każda mnie czegoś innego nauczyła. Cierpliwości, miłości, współczucia, zachowania, pomagania sobie nawzajem w każdej możliwej sytuacji. Żadne z nich nie wykorzystywało mnie w żaden sposób. Kiedy byli mi potrzebni - byli. Nie wracali tylko ze swoimi problemami, ale też po to, aby mi pomóc. Doradzali, krzyczeli, bili po głowie, kiedy robiłam coś źle. Z troski. Dzisiaj mając lat 20 jednej osoby jestem pewna. To Ula zawsze była, kiedy tego potrzebowałam. To do niej mogłam napisać o trzeciej w nocy, że mam kłopoty. Poznałyśmy się dość zwyczajnie. Najpierw uczyłyśmy się dwa lata w jednej klasie nie utrzymując ze sobą żadnego kontaktu. Kiedy poznałam jej przyjaciółkę, z którą zaczęłam się spotykać, ona z nami była. Zawsze we trzy, nigdy we dwie. Kiedy jednak ta przyjaciółka wyjechała, a mi zachciało się wyjść, odezwałam się do niej - nie odmówiła... Wypiłyśmy pół litra wódki na dwie w ciągu pół godziny! Jedna drugą prowadziła do domu. Od tamtej pory byłyśmy nie rozłączne. To ona jedna wie o mnie wszystko, tylko jej mogę powiedzieć prawdę wiedząc, że nikt nigdy się o tym nie dowie, jeśli sama tego nie zechcę. I mimo, że od wypicia tamtej wódki minęło cztery lata, a nasze drogi delikatnie się rozeszły, ciągle mamy czas, żeby się spotykać, gadać, śmiać się, wygłupiać i wypić piwo. To ona uratowała mnie z wielu opresji, to dzięki niej mam ochotę żyć i się nie poddawać.


 Cztery lata temu.
Moje tegoroczne 20-ste urodziny.

10 maja 2013

Przeszłam już każdy etap: od związku po etan!

Wiecie jak to jest, kiedy nie cieszy już nawet ulubiony schabowy (główny powód, dla którego nie mogę przejść na wegetarianizm)? Na pewno wiecie, choć nie musi koniecznie chodzić o schabowego. No to właśnie ja zaczytana w książce "Pamiętnik" zatracam się w beznadziejnym świecie. Mam ochotę płakać, krzyczeć, bić pięściami, gryźć. Tak bardzo nienawidzę facetów. Nie wiem czym Bogu zawiniłam, ale spieprzyło mi się wszystko. I na dodatek mam cholerną śliwę pod okiem przez głupie łaskotki i zakładanie się o czekoladę, że wygram. Wiecie, dnie spędzam w okularach, które mnie uwierają w nos. Także zdjęć (moich) nie będzie przez następny miesiąc. Ale czekoladę wygrałam! Co do matury powiem tak... Że wypowiadać się nie będę, bo jeszcze zapeszę. O ile jest co zapeszać. Aktualnie ładnie sobie grzmi i błyska na podwórku. Uwielbiam burzę, której się panicznie boję. Dziś mi nie zaszkodzi, a pomoże. Czas wziąć sprawy w swoje ręce!

Nie mam co wstawiać nowego, więc wstawiam co mam:




Taka tam pełnia. Wilkołaki i te sprawy.


Moje miasto nawet w krzyżówce!


Kot polujący na mysz.


Kot polujący na mnie.


A to JA. Bez śliwy pod okiem. Wokoło po zimie "kwiatki".

Teraz lecę nawdychać się burzowego powietrza, zapalić papierosa, oglądnąć serial swój, a potem odpowiem na wszystkie komentarze, za które bardzo bardzo wam dziękuje!

6 maja 2013

Jest dobrze!

W internecie znalazłam dość ciekawe pytania, na które odpowiem:

1. Najmądrzejsza osoba jaką znam to... Damian. Wszystko wie, wszystko widział.
2. Osoba, bez której nie wyobrażam sobie życia to... Damian. Gdyby go teraz zabrakło to... nie wiem. Kilka razy próbowałam. Wszystko spaliło się na panewce.
3. Największy wariat/wariatka jakiego/jaką znam to... Adrianna. Pizza we włosach, pieprzenie głupot, oszukanie przeznaczenia ("-Oszukałaś przeznaczenie? -Czemu? - Poszłaś do kibla siku, a się zesrałaś?") i wiele wiele innych.
4. Najładniejsza dziewczyna jaką znam to... Klaudia K. z byłej szkoły. Nie żebym coś, ale jej dołeczki były śliczne!
5. Największy menel jakiego znam to... Przemek K. Pije wszędzie gdzie się da.
6. Najbardziej utalentowana muzycznie osoba, którą znam to... Adrianny "wujek", który śpiewa "Wehikuł czasu" tak, że aż ciarki przechodzą. Kiedyś nagram, zobaczycie!
7. Mój najlepszy przyjaciel/przyjaciółka to... Ula, Uleńka!
8. Najśmieszniejsza osoba jaką znam to... Właściwie to nie wiem.
9. Największy leń jakiego znam to... JA! Bo większego nie ma ode mnie. Serio mówię.
Ciekawa jestem waszych odpowiedzi :)

Jeśli w poprzedniej notce pisałam o jakichkolwiek spodenkach łombre to o nich zapomnijcie. Nie istniały, nie było o nich mowy NIC. Zostało mi tylko brudne wiadro do wyszorowania, w którym nie było żadnych spodenek łombre. Naprawdę się cieszę, że nie przyszło mi do głowy wzięcie tych takich fajnych białych. Tylko upewniłam się w przekonaniu, że mam dwie lewe ręce.

Wczorajsze wyjście z dziewczynami, a właściwie z jedną - Ulą, było strzałem w dziesiątkę. Uwielbiam zimne piwko w ciepłe dni w dobrym towarzystwie. Tylko tak na przyszłość... muszę pamiętać, żeby wyjąc kartę od aparatu z laptopa i wsadzić ją na swoje miejsce. Kilka zdjęć jednak udało mi się "pyknąć". Dzisiaj natomiast z mamą pobiegałyśmy po second handach. Udało mi się kupić naprawdę mega dżinsową kurtkę i mega bluzkę plus legginsy-niby-spodnie. Z Ulą widziałyśmy się również dzisiaj, ale... ZNOWU zapomniałam karty do aparatu i tyle po zdjęciach. Wypiłyśmy po piwie, zjadłyśmy po hamburgerze, którym byłyśmy ubrudzone po nos i teraz... TAK, idę powtarzać jeszcze do matury. Najpierw jednak zapalę.



Tak już u nas ładnie zielono :)


Dżinsówka i bluzka. 


I MY <3

5 maja 2013

Zjadłam kucharza

W tych czasach to nawet wiatraki som łombre. A tak na poważnie to dzisiaj koło dziewiątej wróciliśmy do domu. Jestem zmęczona jak cholera, bo wstawanie o szóstej rano nie jest moją mocną stroną, ale mam tyle do zrobienia. Rozpakowanie czterech toreb (wyjeżdżałam z trzema), posprzątanie Stefankowej klatki i wreszcie kąpiel w wannie, a nie tylko prysznic. Mam w planach spodenki łombre, ale na to przyjdzie czas. Wczoraj na rowerach objechaliśmy prawie całe miasto. Kolarzem na pewno nie zostanę, choć mimo tego non stop krzyczałam na Damiana, aby nie porozjeżdżał ludzi. On natomiast nie zostanie fotografem. Uraczyłabym Was wieloma zdjęciami z przejażdżki, ale praktycznie wszystkie moje są do kitu (zgadnijcie czyja to robota), więc wstawiam zdjęcia z całego wyjazdu:


Z siostrą Paryżanką.


Fontanna sobie pyk.


Łabędź sobie pyk.


My z Damianem sobie pyk.


O 17 jestem ustawiona z przyjaciółkami. Kurczaki, jak ja tęskniłam za domem! Więc uciekam nacieszyć się tym wszystkim. 

3 maja 2013

Chomik na widelcu

Nic nie jest tak jakbym chciała. Za oknem deszcz, w telewizji nic nie ma, a siostra odesłała mnie z pracy, bo nie ma ludzi i nie ma co robić. Właściwie powinnam uczyć się do matury, która już za kilka dni, ale nie chcę pomieszać w głowie tego, co już umiem. Więc razem z Damianem oglądamy film o facecie, który zmieniał się w psa. Nic pożytecznego, nic uczącego - życie. Za przedwczorajszą wypłatę kupiłam dwie książki. Każda z nich po pięć zeta! Mały problem: mam z dziesięć książek nieprzeczytanych na półce. Kupiłam też bluzę Damianowi, a sobie trampki. Zaraz gotujemy obiad i mykamy znowu do pracy.